Post
autor: masterek123 » 8 sty 2014, o 10:07
Wtam,
Mam spory problem z Masterem 2,5 z 2004. Poniżej jego historia... nieco długa, ale przez wzgląd na okoliczności, konieczna... Jestem w miejscu, gdzie nie uświadczę specjalisty, więc muszę radzić sobie sam. Będę wdzięczny za wszelkie pomysły i sugestie...
Jechalismy, trasa - jakieś 4000km. Mocy zasadniczo, nie mial, ale dalo sie rozpędzić do 150. Pierwszy problem pojawił się w Bułgarii, jak skończyło się paliwo. Stanelismy 2 km przed stacja. Zalalismy z kanistra, odpalilismy bez problemu, zajechalismy na stacje, dolalismy i jazda. Przed Ankara zalalismy do pelna. Zauwazylem pokazny wyciek, lalo z baku, okazalo sie, ze po prostu slimak sie ze starosci rozpadl. Nowa opaska u mechanika w Ankarze i jedziemy dalej. Za Ankara zaczely sie problemy z zapalaniem, ruszał tylko na pych. Poza tym zero problemow. Jechal jak zloto. Potem zaczal gasnac. Losowo dosyc, a przynajmniej nie zauwazylismy regularnosci. Po prostu jedziemy i nagle gasnie silnik, jakby go ktos z kluczyka wylaczyl. Bez krztuszenia, czy czegokolwiek. Ale zdarzalo sie to powiedzmy raz na godzine. Na granicy stalismy 6h z wlaczonym na luzie silnikiem i spoko. Po drodze zaczal gasnac coraz czesciej, ale dalo sie jechac. Po prostu wylaczalismy zaplon na chwile, sprzeglo, wlaczamy zaplon i wbijamy bieg. No i palil na tej samej zasadzie, co na pych. Ale bylo coraz gorzej. W koncu nie dalo sie zapalic na pych. Zaczelim w nim grzebac. No i poradzili nam muchozol (chyba odpowiednik plaku). Na muchozolu pali od razu. Lokalny mechanik niby cos tam ponaprawial przy wtryskach, bo kazdy kto sie dotknal, podpial pod kompa, czy cokolwiek- zgodnie twierdzil, ze to wtryski. Odebralismy od mechanika. Zajechalismy kilka km do domu. Stal dwa dni. Odpalilismy bez problemu w temp kilku stopni, zrobilismy runde (rozgrzal sie do 4 kresek, nie wiem ile to jest, cieplejszy nie byl nigdy, zawsze mial tyle) i bylo spoko. Trzy dni pozniej analogicznie. Wreszcie ruszylismy do Pl. Pierwsze 10 km bylo spoko. Ale nagle mi znow zgasl. Predkosc jakies 50-60, obroty kolo 2500. No, ale odpalil bez zatrzymania. Na postojach na wolnych nie gasnal. Ale bylo coraz gorzej z kazdym km. Na poczatku notorycznie gasl na piatym biegu. Jak tylko puscilem sprzeglo- koniec. Ale palil w biegu. Ale bylo coraz gorzej. Zaczal gasnac na 4, potem 3, az wreszcie i na 2. Nie dalo sie juz odpalic bez zatrzymania sie, ale na muchozol odpalal. Dalo sie jechac kawalek na jedynce i polsprzegle. Wystarczylo zdjac noge ze sprzegla i gasl. Nie da sie zapalic na pych, ani w czasie jazdy, nawet przy duzej predkosci. Dzisiaj wymienilismy regulator (elektrozawor) uszczelnilismy wtrysk (chodzi rowniutko), dokrecilismy obudowe, sprawdzilismy filtr paliwa (czysciutki), choc troche malo w nim paliwa bylo. No i na muchozol zapalal, niestety na wolnych po max minucie gasl. Jak trzymalo sie go na 900 obrotow, mogl chodzic nawet godzine. Gazowalismy go- wszystko spoko, rowno i melodyjnie. Przegazowke robilismy ze dwie godziny. Na obroty wchodzi elegancko, ale max do 4000. No, to pelni nadzieji ruszylismy. Nie ujechalismy nawet 100 metrow i powtorka z rozrywki. Gasnie, nie pali w biegu, odpala na muchozol, da rady kawalek na jedynce, jesli mocno gazowac i dawac duzo sprzegla.
Gorna pokrywa silnika jest polamana i sa z niej duze przedmuchy. Czasem wylacza sie obrotomierz. Po prostu wskazowka umiera, zapalaja sie wtedy kontrolki STOP i ENGINE. Po chwil wlacza sie z powrotem, a kontrolki gasna. Z wyjatkiem swiec, bo te pala sie permanentnie, co dziwnym nie jest, jesli jednej brak (jest ukręcona i nie da się jej wymienić).
Wyjawszy odpalanie na muchozol i gasniecie na wolnych obrotach- pracuje bardzo dobrze. Wystarczy ruszyc i jest klops.
Będę wdzięczny za wszelkie sugestie...
Znalazłem na forum, że trzeba przeczyścić listwe wtryskową - jak to zrobić?
Mamy tez pompe na wymianę... Jak się za to zabrać?